Kontakt człowieka XXI wieku z naturą coraz bardziej się rozluźnia. Ten proces rozpoczął się już w XX wieku, wraz z postępującą rewolucją przemysłową. Homo sapiens, zachwycony możliwościami, jakie daje życie w miastach, gromadnie rozpoczął wędrówkę ze środowiska naturalnego ku środowisku uprzemysłowionemu.

Nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że człowiek poszukuje łatwiejszego zaspokajania swoich codziennych (i wciąż rosnących) potrzeb. Z tego powodu wybiera miasto jako swoje miejsce do życia. Nadzwyczajne jest jednak to, że realizując te potrzeby, człowiek tak łatwo zapomina o tych podstawowych – a kontakt z przyrodą jest naturalną potrzebą człowieka od zarania dziejów.

Zmiany te i ich konsekwencje są przedmiotem badań socjologów, psychologów i innych specjalistów z wielu dziedzin. Jedną z tych konsekwencji jest tzw. deficyt natury, który przybiera coraz większe rozmiary.

Dzisiaj natura traktowana jest albo jako tło dla rekreacji, albo jako abstrakcja, albo jako zagrożenie. Czasem taka postawa wynika z braku wiedzy, a czasem bierze się z przyzwyczajenia. Innym razem, rodzice dzisiejszych dzieci, którzy mieli okazję wychowywać się na wsi, chcą dać swoim pociechom „coś lepszego”, czyli życie w mieście wraz ze wszystkimi zdobyczami cywilizacji.

Ostatnie dzieci lasu?

Termin „deficyt natury” ukuł Richard Louv, autor kultowej już książki o wiele mówiącym tytule „Ostatnie dziecko lasu”. Deficyt natury to zespół objawów związanych z brakiem kontaktu z przyrodą. Stres, przemęczenie, rozkojarzenie, irytacja, impulsywność, problem z koncentracją i kreatywnym myśleniem, zaburzenia psychiczne, depresja, stany lękowe – można by tak jeszcze długo wymieniać, ponieważ każdy z tych objawów pociąga za sobą długą listę kolejnych. Dotyczy to zarówno dorosłych, jak i dzieci.

Wystarczy spojrzeć na dzisiejszych nastolatków: uzależnione od telefonów komórkowych, zubożone o kontakt z przyrodą, coraz częściej są diagnozowane w kierunku ADHD i problemów z integracją sensoryczną, co przekłada się na trudności w nauce i kontaktach z rówieśnikami. Jednym tchem potrafią wymienić bohaterów popularnych kreskówek, za to nie znają nazw ptaków i drzew w ich otoczeniu.

Już przedszkolaki bywają przebodźcowane elektroniką. U takich dzieci procesy poznawcze nie przebiegają prawidłowo – zostają zaburzone się ze względu na wciąż uciekającą uwagę. Późniejsi uczniowie mają w szkole problemy z czytaniem ze zrozumieniem, z pisaniem, z uczeniem się, rozwiązywaniem zadań i kreatywnym myśleniem.

Naukowcy biją na alarm. Potrzebne jest zrównoważone podejście, uwzględniające zdrowe do zdobyczy cywilizacji i znajomości przyrody jednocześnie. Korzyści płynących z kontaktu z przyrodą jest bardzo wiele. I wszystkie potwierdzone w wieloletnich badaniach. Wspomnijmy chociażby:

  • Większe skupienie w przypadku dzieci nadpobudliwych
  • Większa wrażliwość i kreatywność
  • Spadek poziomu stresu
  • Równowaga w postrzeganiu świata wieloma zmysłami.

Na przykład badacze z Laboratorium Krajobrazu i Zdrowia Człowieka na Uniwersytecie Stanowym Illinois dowiedli w kilku eksperymentach, że dzieci i nastolatki, które spacerowały po parku minimum kilka razy w tygodniu po ok. 30 minut, o wiele lepiej radziły sobie z testami pamięciowymi niż ich koledzy, którzy tego nie robili.

Witamina N i zielona terapia

Kiedy objawy zespołu deficytu natury zaczynają dawać o sobie znać, zaczynamy się orientować, że coś jest nie tak. Zaczynamy pukać do drzwi specjalistów, by ratowali nasze zdrowie. Dlatego warto pamiętać o codziennej dawce „witaminy N”, jak nazywany bywa kontakt z naturą.

Dowiedziono w wielu badaniach, że np. w przypadku zaburzeń koncentracji „zielona terapia” jest znacznie skuteczniejszym lekiem niż farmakoterapia. Jesteśmy genetycznie zaprogramowani w tym kierunku, by żyć w naturze i z naturą na co dzień mieć własny, osobisty kontakt. Ten kontakt może być budowany na zdrowych podstawach tylko wtedy, gdy go na własnej skórze doświadczamy.

Nie zbudujemy więzi z naturą za pośrednictwem ekranu laptopa. Co prawda patrzenie choćby na zdjęcia przyrody relaksuje i poprawia pracę mózgu, a także obniża poziom kortyzolu. Ale bez wyjścia do lasu, do naturalnego środowiska, nie nawiążemy intymnej więzi z naturą. Nie włączymy jej do naszej osobistej mapy świata. Dlatego tak ważne jest, by uczyć tego dzieci od najmłodszych lat.

Pomagając dzieciom budować kontakt z naturą, nie musimy się martwić o ich edukację ekologiczną. Wówczas wszystko staje jest proste, logiczne i konsekwentne. Dr Bogdan Ogrodnik, przyrodnik i filozof, współzałożyciel Fundacji Edukacji Żywej, tak mówi o zajęciach, jakie prowadzi w lesie z dziećmi:

„Rodzice czasem się boją, że w lesie ich dzieci za bardzo się wybrudzą. Wtedy ja im mówię, że w lesie nie ma brudu. Ziemia to nie brud. To pięknie pachnąca gleba. Dzieci uwielbiają dotykać kory, mchu, grzebać w ziemi. Bodźce płynące z przyrody to są właśnie takie bodźce, na które organizm dziecka wręcz czeka. Te bodźce przyswajały dzieci od setek pokoleń. Jako gatunek ludzki jesteśmy do ich odbioru naturalnie przystosowani. Mamy to zapisane głęboko w naszych ciałach, w naszej psychice. Gdy organizm nie otrzymuje takich jakościowych bodźców, powstaje luka, zaczyna się zamęt, właśnie ów deficyt. Jeśli przeskoczymy ten etap rozwoju, pomijając w nim przyrodę, to będzie tak, jak byśmy nie dostali podstaw”.

Przebodźcowany hałasem, zgiełkiem, zanieczyszczeniami miejski człowiek nie otrzymuje tych bodźców, które są mu potrzebne do zdrowego, harmonijnego życia. Kiedyś luksusem było przeprowadzić się do miasta, dziś luksusem jest mieszkać poza miastem i mieć swój kawałek zieleni choćby w postaci małego ogródka.

Bardzo powoli zaczynamy się budzić z tego snu, czego przejawem są np. powstające miejsca wypoczynkowe, które specjalizują się w przywracaniu człowieka naturze. Na nowo uczą go tego, czego na własne życzenie się oduczył, a do czego od milionów lat jest przystosowany.

Inne miejsca oferują detoks od elektroniki i obiecują powrót sił witalnych. A przecież wystarczyłoby pójść do lasu, poobserwować korę, mech, posłuchać śpiewu ptaków. Nawet w miejskiej dżungli można znaleźć swoje ulubione drzewo i studiować jego piękno, obserwować, jak zmienia się o różnych porach roku. Człowieka świadomego nie trzeba przekonywać, dlaczego nie wycinać puszczy i nie zaśmiecać oceanów, ponieważ taki człowiek sam doskonale rozumie, o co w tym wszystkim tak chodzi – zna naturę i jej procesy, ponieważ od dawna bierze w tym udział.

Na zakończenie przypomnijmy piękny mit o Gai, matce Ziemi, i jej synu Anteuszu. Anteusz był gigantem, którego bardzo trudno było pokonać. Tajemnicą jego mocy był bliski kontakt z Gają. Dopóki Anteusz chodził po Ziemi, nikt nie mógł mu zagrozić. Gdy Herkules zorientował się, z czego bierze się siła Anteusza, uniósł go do góry i trzymał w powietrzu tak długo, aż gigant opadł z sił. Wówczas Herkules go udusił. Ta opowieść w metaforyczny sposób pokazuje, jak wielką moc człowiek czerpie z kontaktu z Ziemią. I co się dzieje, kiedy jest go pozbawiony.

WRÓĆ DO LISTY ARTYKUŁÓW